Ukraina 30 PL

Przemysław Fenrych

22 sierpnia 2021 r.

Na wsi ukraińskiej

Cybulewe w gromadzie Dmytriwka w kirowogradzkim obwodzie.

Uwielbiam włóczyć się po ukraińskich miastach. Spacery po Kijowie, Lwowie, Odessie, Czernihowie czy Czerkasach należą do moich największych przyjemności. Nawet wędrując po raz setny tymi samymi ulicami zawsze odkrywam coś pięknego, nowego, dającego do myślenia. Ale za serce najbardziej chwyta mnie ukraińska wieś i małe miasteczka (selyszcza). Praca z ukraińskimi partnerami w rozlicznych projektach pozwala mi cieszyć się wsią na Ukrainie we wszystkich porach roku. Praca w obwodach czerkaskim, czernihowskim, dniepropietrowskim, kirowogradzkim, mikołajowskim i połtawskim pozwala mi poznać całą różnorodność ukraińskich wiosek, którym przyszło przeżyć cały koszmar czasów sowieckich i niełatwy dla nich okres niepodległości kraju. Przez pół roku wioski cieszą urodą bujnej przyrody, przez cały czas zapałem i siłą ducha miejscowych liderów.

Życie na ukraińskiej wsi nigdy nie było łatwe, warto pamiętać, że największy poeta ukraiński, czczony tu przez wszystkich Taras Szewczenko urodził się jako chłop pańszczyźniany. W tych trudnych warunkach (dodajmy uczciwie, że także w dramatycznym sporze z polskimi i rosyjskimi właścicielami ziemskimi) wieś potrafiła wytworzyć zaskakująco bogatą kulturę widoczną w stroju (wyszywanki!), architekturze, kulinariach, poezji i pieśni. Czasy sowieckie wszystko to próbowały zniszczyć – mimo deklarowanego „sojuszu robotniczo-chłopskiego”. „Rozkułaczanie” zniszczyło całą warstwę ludzi najbardziej kreatywnych i umiejących dobrze gospodarować. Sztucznie wywołany Wielki Głód (Голодомор) w latach 1932-1933 dosłownie spustoszył ukraińską wieś. Utworzono kołchozy i sowchozy, które choć były tworami sztucznymi, nie pasowały ani do wiejskiej tradycji, ani do potrzeb gospodarowania ziemią – to jednak tworzyły jakiś porządek. Najczęściej zły, ale porządek. Logiczna w makroskali decyzja o likwidacji kołchozów i ich „rozpajowaniu” (podzieleniu na działki i rozdanie byłym kołchoźnikom) zlikwidowała tamten porządek zostawiając mieszkańców wsi samym sobie. Ogromne latyfundia wydzierżawiały od właścicieli ich działki, ale najczęściej nie potrzebowały ich pracy. Mieszkańcy wsi przez dekady niszczeni przez nierozumny system społeczny, teraz zostali pozostawieni sami sobie.

 

Zespół pracujący nad strategią rozwoju gromady Dmytriwka. Nowoczesna turystyka koncentrująca się na emocjach i przeżyciach może być szansą dla niejednej ukraińskiej wsi.

Z podziwem patrzę jak sobie teraz radzą. Tak, wiem, wielu wyjeżdża do miasta lub do pracy za granicą, często spotykamy ich w Polsce. Ja spotykam na miejscu głównie tych, którzy zostają i ani myślą wyjeżdżać, chcą natomiast uczynić swoją wieś dobrym miejscem do życia, a zarazem nadal ważnym podmiotem tworzącym ukraińską kulturę. Wspaniali są ci wiejscy liderzy – działacze samorządowi, nauczyciele, mali przedsiębiorcy i farmerzy, urzędnicy, duchowni, krajoznawcy zakochani w swojej małej ojczyźnie. Jest im wściekle trudno, wszystkiego muszą uczyć się niemal od nowa, a zarazem nie zgubić więzi z tradycją. Muszą przezwyciężyć problemy, które narastały latami i te, które jak ekologia i problemy z wodą narastają teraz. I walczą – czasem dosłownie. Prowadziliśmy właśnie warsztaty w wiosce na północy kraju, gdy przyszła wiadomość o śmierci żołnierza, który walczył na wschodzie Ukrainy. Nie zginął na froncie, a jest ofiarą wojny, która trwa…

 

Ciągle spotykam na ukraińskiej wsi wspaniałych ludzi, aktywnych, przedsiębiorczych, nastawionych na nowoczesne działanie. W swoim entuzjazmie i uporze wyglądają na jeszcze piękniejszych niż ich wioski. Prawo do uczestnictwa w ich staraniach uważam za wielki zaszczyt, spotkania z nimi są wielką radością. Nawet wtedy, gdy nie są łatwe, gdy z wysiłkiem staramy się przełamywać stereotypy.

Przemysław Fenrych

Skip to content